Stylizacja sylwestrowa na ostatnią chwilę? To możliwe.

Moda, Z życia wzięte

 

To nie jest pomyłka. O tym, że nie idę na bal sylwestrowy dowiedziałam się w piątek wieczorem. Czekaliśmy do ostatniej chwili na wolne miejsce, gdyby ktoś zrezygnował. Nie udało się. Tak to jest, gdy o balu nie myśli się już w październiku ;) Cóż… mówi się trudno. Zorganizowaliśmy domówkę. Ale w co się ubrać? Oprócz sukni balowej, w szafie nic godnego uwagi nie wisi. Na uszycie czegokolwiek nie ma już czasu. Zostały zakupy. Tylko, że ja zakupów nie znoszę. Nie cierpię grzebać w upchanych na sklepowych wieszakach ciuchach, a potem stać w niekończących się kolejkach do przebieralni. No nic, myślę sobie, jakoś muszę przez to przebrnąć.

Sobota, godzina 12.10. Pierwszy sklep. Niby firmowy. Weszłam, rozejrzałam się wokół. Nie było absolutnie nic. Wsiadłam w samochód i pojechałam do centrum. O dziwo udało mi się zaparkować.

Godzina 12.30. Drugi sklep. Jedna kobieta przy wieszakach, druga w przymierzalni. Poza tym pusto. Myślę sobie, nie jest źle. Rozglądam się. Tu jakaś malinowa czerwień, tam ultramaryna, kilka sukienek koronkowych. Nic, co pasowałoby do mnie i do okazji. I nagle jest. Prosta, zwiewna, szyfonowa z delikatnym połyskiem, niedroga i w dodatku czarna. To lubię. Pytam ekspedientkę o rozmiar 38. Jest, ale akurat przymierza ją klientka. Pewnie ją kupi, myślę. Nie kupiła. Biorę kieckę, wpadam do przymierzalni, zakładam. Szok. Pasuje wprost idealnie! Płacę, wychodzę, jadę do domu. Takie zakupy mogę robić codziennie! :)

W domu wyciągam buty Venezia kupione pół roku temu, kolczyki Orska, które dostałam w urodzinowym prezencie i brokatowy lakier do paznokci. Na dziś zostanie mi tylko zrobienie jakiejś fryzury – mam krótkie włosy, więc nie będzie z tym problemu – lekkie przydymienie oka, pomalowanie ust czerwoną pomadką i mogę iść, choćby na koniec świata ;)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.